skansensidzina@bystra-sidzina.pl

BIP

501 597 208

Projekt „Skansenova – systemowa opieka nad dziedzictwem w małopolskich muzeach na wolnym powietrzu”

Instytucja Kultury
Gminy Bystra-Sidzina

Rocznica odzyskania przez Polskę niepodległości

Szanowni Państwo jutro święto 11 listopada, rocznica odzyskania przez Polskę niepodległości. Serdecznie zapraszamy do lektury przygotowanej na ten niezwykły dzień opowieści.🇵🇱🇵🇱🇵🇱
“Historia jednego żołnierza”.
Listopadowe święto Odzyskania Niepodległości to czas refleksji nad wolnością dotyczącej Niepodległości Ojczyzny, mogącej stanowić o sobie w sposób demokratyczny, zajmującej słuszne miejsce na mapie Europy i świata ze swoją kulturą i gospodarką. Wolność to także przywilej jednostki, która może swobodnie wyrażać swoje myśli i dokonywać wyborów.
11 Listopada to dzień, w którym świętujemy odzyskanie wolności po latach zaborów i chcemy w tym czasie wspomnieć zwykłego żołnierza, który walczył w szeregach Armii Austro-Węgierskiej i poniósł śmierć. Do dziś spoczywa daleko od domu, zwyczajny człowiek, jakich wielu – nieuhonorowany żadnym orderem. Niech ten tekst przywoła Wam na myśl takich właśnie ludzi, mieszkańców naszych wsi, którzy zmobilizowani walczyli na wielu frontach. Jedni po wielu latach powrócili do rodzin, inni polegli tam gdzie walczyli, pochowani w różnych miejscach często w bezimiennych grobach, pozostali na wiecznej służbie strzegąc po wieczne czasy krwawo wywalczonej wolności.
Opowiemy historię tylko jednego człowieka lecz należy pamiętać, że w Pierwszej Wojnie Światowej walczyło w szeregach Armii Austro-Węgierskiej bardzo wielu mężczyzn z naszych wsi i tylko nieliczni powrócili z wojennej tułaczki. Czasem opowiadali o tym co przeżyli, często jednak starali się wyprzeć z pamięci traumatyczne wojenne przeżycia i nie mówili nic, tylko rodzina zauważała, że ukradkiem chowali jedzenie i że ciężko im było uwierzyć iż są już w bezpiecznym domu.
Wiosną 1915 roku do wsi przyszły rozkazy Cesarza Austro-Węgier Franciszka Józefa. Na wojnę powoływano kolejnych zdolnych do walki mężczyzn – wielu już służyło a teraz przyszła kolej na następnych. Taki rozkaz otrzymał także Wojciech, 42-letni rosły gospodarz, mąż Marii, ojciec siedmiorga dzieci. Święta Wielkanocne tego roku były bardzo smutne. Rodzina wiedziała, że nadejdzie dzień, w którym ojciec opuści rodzinę i pójdzie na wojnę. Czas płynął nieubłaganie. Zaraz po Wielkanocy poborowy miał się stawić w punkcie zboru. Wszyscy czekali, licząc na cud, ale on się nie zdarzył. Wojciech wykonał jeszcze wiosenne zasiewy żeby rodzina miała co jeść i pewnego poranka zaczął szykować się do drogi, wśród rozpaczy, płaczu, jęków, zawodzenia żony i dzieci musiał z ciężkim sercem opuścić dom i rodzinę. Jeden z synów pięcioletni Jaś nie umiał się z tym pogodzić. Wszyscy płakali i kurczowo trzymali się ojca, a chłopiec uciekł z domu. Biegł w rozpaczy przed siebie i schował się w drewutni sąsiada z sercem przepełnionym ogromnym bólem, gdzie tylko cicho szlochał i szeptał słowa modlitwy.
Wojciech pobłogosławiony przez żonę wyszedł z domu i szedł powoli gościńcem. Przystanął jeszcze obok domu sąsiada szukając wzrokiem małego Jasia, który obserwował idącego na wojnę ojca przez szpary między deskami drewutni, w której się ukrył. Widział jak ojciec przystanął i patrzył – jakby go szukał. Stał przez chwilę strapiony i przygnębiony wodząc oczyma po ścianach lecz po chwili ruszył powoli gościńcem w dół w kapeluszu na głowie, odziany w kapotę, z węzełkiem w ręku. I to wtedy Jaś widział swojego ojca po raz ostatni i to ten obraz pozostał w jego pamięci na zawsze.
Wieczorem zmarzniętego ukrytego w drewutni chłopca znalazła matka.
Wojciech został przydzielony do 25 Pułku Piechoty Armii Austro-Węgierskiej. Służył głównie z Węgrami. Pułk został rozdysponowany do głównych walk i brał udział w bitwie pod Gorlicami. Trwała ona od maja do września 1915 roku i uznana jest za jedną z najważniejszych bitew I Wojny Światowej. Kolejne potyczki tej bitwy były bardzo krwawe, obfitujące w rannych i tysiące poległych, wśród których było wielu mieszkańców naszych terenów. Bitwa ta ostatecznie przyczyniła się do pokonania Rosjan i na dobre odmieniła bieg historii tamtego czasu.Wojciech przeżył i wspólnie z nielicznie ocalałymi towarzyszami z 25 Pułku Piechoty został przerzucony na front włoski. Alpy Julijskie leżące wtedy na terenie Północnych Włoch stały się niemymi świadkami wielkiej historii. To tam od lipca 1915 roku do listopada 1917 nad rzeką Socza (Isonzo) regularnie ścierały się ze sobą dwie armie – z jednej strony Armia Cesarstwa Austro-Węgierskiego z drugiej Armia Włoska jednego z państw Ententy. Rozegrało się 12 bitew, obfitujących w wojenne ludzkie dramaty. Bardzo często dochodziło do walki na bagnety, bitwy były okupione ogromną ilością poległych i rannych. Prowadzone w bardzo trudnych warunkach terenowych działania wojenne przeszły do historii jako najbardziej krwawe. We wspomnieniach tych którzy przeżyli możemy przeczytać, że z gór i pagórków płynęły strumienie ludzkiej krwi. Jakiż to musiał być przerażający widok, Alpy Julijskie tak piękne w swoim majestacie stały się grobem prawie 1 300 000 ludzi. W kolejnych bitwach los sprzyjał na zmianę obu armiom, przechylając szalę zwycięstwa raz w jedną raz w drugą stronę, ostatecznie w bitwach nad Soczą zwycięstwo odniosła Armia Austro-Węgierska. W piątej z bitew która toczyła się w dniach od 9 do 17 marca 1916 roku i zakończyła się zwycięstwem armii Cesarza Franciszka Józefa został ranny bohater naszej opowieści – Wojciech. Rannego wyniesiono z pola bitwy i umieszczono w szpitalu zlokalizowanym w miejscowości Komen, leżącej u podnóża gór. Czy to wskutek odniesionych obrażeń czy też różnego rodzaju powikłań dziesiątkujących leżących rannych Wojciech odszedł z tego świata 22 kwietnia 1916 roku. Wiedział, że umiera i przez ponad miesiąc pobytu w szpitalu wiele razy wspominał rodzinny dom. Po kolei żegnał w myślach wszystkich którzy byli mu bliscy, szczególnie żonę Marię i dzieci: Wiktorię, Rozalię, Helenę, Stanisława, Józefa, Jana i najmłodszego Antosia. Przez cały czas myślał, że umrze daleko od swojej ojczyzny i będzie spoczywał daleko od miejsc, które kochał
i gdzie przez całe życie ciężko pracował. Do rodziny dotarła wieść o śmierci Wojciecha, przyszło urzędowe pismo, a po skończonej wojnie jeden z rodaków przyniósł wdowie obrazek przedstawiający ostatnią wieczerzę na odwrocie którego była zapisana data i miejsce śmierci a także opowiedział o ostatnich dniach życia towarzysza wojennej niedoli, Wojciecha. Po wojnie wdowa i sieroty otrzymywały od Cesarza świadczenie pieniężne. W rodzinie przetrwała informacja że Wojciech zginął we Włoszech.
Czas płynął, rodzina przeżywając lepsze i gorsze chwile dotrwała do czasów współczesnych i w pewnym momencie w ręce jednej z prawnuczek Wojciecha wpadł stary zniszczony obrazeczek z dziwnym napisem na odwrocie. Kilka kliknięć w klawiaturę wystarczyło by dowiedzieć się, że miejscowość Komen to wieś w dzisiejszej Słowenii, blisko wybrzeży Adriatyku. Wiadomości i pytania do zarządców cmentarzy wojennych w okolicy nie przyniosły efektu, z powodu niewielkiej ilości informacji o Wojciechu i przeogromnej ilości poległych podczas wszystkich bitew nad Soczą. Finał poszukiwań nastąpił jesienią 2019 roku, w czasie gdy obchodziliśmy rocznicę Odzyskania Niepodległości. Jedna ze Słoweńskich fundacji zajmujących się poszukiwaniami z czasów I wojny światowej odnalazła dokumenty i potwierdziła, że Wojciech spoczywa w Komen nr grobu 232 na starym cmentarzu, gdzie spoczywają inni, którzy w tym miejscu zmarli w czasie wojny. Miejsce to nie ma statusu cmentarza wojennego, jak wiele innych w okolicy, ale groby z numerami istnieją. Sytuacja związana z pandemią przeszkodziła w wyprawie po choćby jedną garść ziemi i przywiezieniu jej na sidziński cmentarz, tu gdzie spoczywa cała rodzina Wojciecha.
Ot taka to historia jednego zwyczajnego człowieka – żołnierza, który pewnie nawet nie umiał czytać ani pisać, nie odznaczonego żadnymi orderami, jednego z milionów, którym zawdzięczamy wolność, cichego bohatera rzuconego przez historię gdzieś na kraniec świata, spoczywającego na wieki z daleka od rodziny i miejsc które kochał.
Niech ta opowieść skłoni Was do refleksji nad ulotnością chwili, nad historią rodziny i będzie wspomnieniem tych których już nie ma wśród nas, zwłaszcza uczestników wojen i walk o niepodległość naszej Ojczyzny. Pamiętajmy o tym że Oni żyją dopóty, dopóki pozostają w naszej pamięci. (J.C)
Na zdjęciach: wspomniany obrazek, oraz zdjęcie mogił na starym cmentarzu w Komen.