Ogniska, paleniska i piece – urządzenia grzewcze w dawnej wsi.
W czasach kiedy jedynym źródłem energii cieplnej był żywy, płonący ogień trzeba było dostosować domostwa do takiej formy ogrzewania, opalania i przygotowania posiłków. Znanym od zarania dziejów ludzkości „ogrzewaczem” podsycanym specjalnymi drewnianymi polanami było ognisko. Rozpalane tylko i wyłącznie z dala od zabudowań, na polach podczas prowadzonych prac lub przy pasieniu krów, przy ognisku podczas chłodu ogrzewali się pracujący w polu ludzie, bądź pasący trzodę pasterze. Nie do pomyślenia było rozniecanie ognia w obrębie zabudowań, czy w pobliżu lasu a także w czasie kiedy było ciepło i sucho. Ogień pełnił tylko praktyczną rolę, miał za zadanie ogrzać zziębniętego człowieka, czasem do tlących się węgli wrzucano kilka ziemniaków czy jabłka, które potem jako rarytas spożywano podczas przerwy na posiłek. Trudniące się pasterstwem głównie dzieci i młodzież na ognisku ogrzewały przyniesione z domu jako „ juzynę” (pasterski posiłek) chleb czy placki.
W najstarszych domostwach źródłem ciepła było płonące na specjalnym palenisku ognisko. W kącie dawnej kuchni „piekarni” stało zbudowane z kamieni palenisko z dziurą wmurowaną w ścianę, stanowiącą piec do pieczenia domowego chleba. Do pokoju „świetnicy” sięgał kamienny, duży, płaski „kahel” ( pokojowa część pieca), który miał za zadanie ogrzać pomieszczenie ale też stanowił legowisko. Na wymoszczonym siennikiem legowisku na piecu miejsce do spania mieli starsi członkowie rodziny i często spały tam też dzieci. Na palenisku w piekarni ognisko płonęło cały dzień dostarczając ciepła pomieszczeniom i umożliwiając domownikom przygotowanie jedzenia czy prowadzenie innych czynności gospodarskich np. gotowanie prania. Na specjalnych stelażach metalowych o nazwach pochodzących z języka niemieckiego- trójnóg – „drajfus” czy pięcionóg – „fajfus” umieszczano naczynia i wkładano je do ognia, tak przygotowywano jedzenie. Zawsze nad paleniskiem wisiał też kociołek, z uwagi na brak komina i przewodów wentylacyjnych w piekarni był wszechobecny unoszący się pod powałą dym. Kiedy było go już tak dużo że nie dało się normalnie funkcjonować otwierano drewnianą klapę
„woźnicy” – dziury w powale, pozwalając na wydostanie się dymu pod dach. W czasie zimy woźnicę otwierano tylko na chwilę gdyż razem z dymem z pomieszczenia ulatywało ciepło. Woźnica umieszczona była na środku sufitu a nie bezpośrednio nad ogniem, wszystko po to aby strzelające z ogniska iskry nie zaprószyły ognia tylko wytraciły swoją moc krążąc po wypełnionym dymem pomieszczeniu. Kuchenną podłogę stanowiło klepisko wykonane z mieszaniny gliny i wielu innych dodatków z paleniska bardzo łatwo mogły spaść węgle i trafiając na łatwopalny grunt mogło dojść do pożaru, niepalne klepisko zabezpieczało przed tego typu zdarzeniami. W sidzińskim skansenie można zobaczyć takie urządzenia grzewcze, w pochodzącej 1807 roku chałupie Banasika jest palenisko, piec piekarski i kachel we świetnicy. Jest także woźnica, okopcona od dymu powała piekarni i wszelkie akcesoria używane w domach ludzi z tamtej rzeczywistości.
Wskutek różnego rodzaju działań edukacyjnych a także podpatrzonych w świecie innych rozwiązań na przełomie XIX i XX wieku w chatach naszych przodków zaczęto stawiać kominy celem odprowadzania dymu z pomieszczeń mieszkalnych nad dach. Zaczęto także stawiać w izbach piece z paleniskiem zamykanym drzwiczkami i pokrytym blachą przeznaczoną do gotowania, tak samo w przewody kominowe wyposażone były piece piekarskie i piece sięgające przez ścianę do świetnicy. Bezpośrednio przy wylocie do komina zamurowano w ścianie komina żeliwny kociołek, który zawsze był wypełniony czystą wodą, podczas nieustannego palenia w piecu woda się ogrzewała i można było tym sposobem korzystać z ciepłej wody w domostwie.
Jak można się domyślać nie wszyscy i nie na raz dali się przekonać do nowych technologii czyli komina wyprowadzającego dym nad dach. Starsi, bardziej konserwatywni mieszkańcy dawnej społeczności niechętni byli wszelkim nowościom, bali się że nowa instalacja szybciej spowoduje pożar gdyż iskry będą się przedostawać bezpośrednio z pieca nad dach.
Poza tym, w kotłującym się pełnym dymu pomieszczeniu żyły wcześniejsze pokolenia, więc po co to zmieniać?- obecność w chałupie otwartego ognia miała także wymiar mistyczny, wręcz magiczny i zamknięcie go pod blachą mogło skutkować utratą jego mocy, bądź, co gorsza zgaśnięcie domowego ogniska do którego cały czas trzeba było dokładać opału by istniało, by istniała rodzina, by była pełna życia, ciepła i bezpieczeństwa.
Z czasem wszystkie stare i nowe budynki wiejskie zostały wyposażone w przewody kominowe i różnego rodzaju urządzenia grzewcze opalane drewnem, czy też w późniejszym okresie łatwo dostępnym węglem. Przed nami przyszłość, w której wszelkie znane nam urządzenia emitujące ciepło zastępowane są nowoczesnymi technologiami pozyskującymi ciepło z energii słonecznej, bądź z wnętrza ziemi. Gdzieś, w pogoni za nowoczesnością straciliśmy na dobre ogień z domowego wnętrza, który był, jest i będzie symbolem ciepła, bezpieczeństwa, trwałości nienaruszalnych wartości i symbolem rodziny skupionej wokół jego blasku, rodziny pełnej wiary, tradycji i na zawsze z sobą zespolonej w rodzinnym gnieździe.